poniedziałek, 7 lipca 2014

Związki emocjonalne


Generalnie w okolicach liceum trochę fantazjowałem o czymś na wzór związków jakie widziałem w telewizji czy wśród rówieśników. Tyle, że gdy zaczynałem się nad tym głębiej zastanawiać, to okazywało się, że te fantazje są jak domek z kart, nie mają żadnych fundamentów. Okazywało się (jeszcze w samych fantazjach), że nie mam pojęcia na czym taki związek miałby polegać, co miałbym z kimś takim robić, do czego miałoby to wszystko prowadzić.
No i jeśli chodzi o rzeczy typu randki, trzymanie się za rękę na ulicy, chodzenie do kina i tym podobne pierdoły to nadal nie mam zielonego pojęcia o co w tym chodzi. Moje aktualne doświadczenie w tej kwestii przebija pewnie przeciętny gimnazjalista.

Gdy jednak starałem się wymyślić co ja właściwie chciałbym osiągnąć, to najbliższe zdawało się poznanie kogoś w rodzaju "koleżanki", tzn. kogoś z kim miałbym jakieś wspólne zainteresowania, istniałyby jakieś czynności, które moglibyśmy robić razem, jakieś wspólne tematy do rozmów, a jak ktoś by potrzebował to sobie "ulżyć fizycznie".

Tyle, że przeciętna kobieta na taką wizje reaguje wyzwiskami od "szowinistycznych świń", "dekli", "prymitywów" itd. W sumie teraz to mi się wydaje zabawne, ale mimo to pokazuje, że jest pewien kłopotliwy dysonans. Polega on na tym, że to, co ja sobie wymyśliłem jako "koleżankę", normalni ludzie realizują w czymś co oni nazywają "związkiem".

No dobrze... jest pewien epizod, który chciałbym wymazać z pamięci, ale ponieważ może wydać się dla niektórych istotny na krótką chwilę spróbuję go wygrzebać z głębi mojego mózgu. Jak miałem 18 lat to poznałem przez internet pewną dziewczynę, na którą jak sądzę przelałem moje fantazje. Na pewno nie nazwałbym tego zakochaniem, trudno powiedzieć co to było, ale to było strasznie głupie i wstyd mi, że coś takiego w ogóle mogło mieć miejsce.
W sumie jak teraz to wspominam to był tylko krótki epizod - spotkaliśmy się jedynie trzy razy. Znajomość zakończyła się równie szybko jak rozpoczęła nie pozostawiając prawie żadnego śladu po sobie. Mimo to, ten moment był chyba moim szczytowym osiągnięciem jeśli chodzi o kontakt emocjonalny z kobietą.

W każdym razie fakty są takie, że nigdy nie byłem w związku, czyli potocznie "nie miałem dziewczyny". Nie mam pojęcia o co chodzi w tych całych randkach, dawaniu kwiatów, trzymaniu się za rękę na ulicy, wysyłaniu sobie SMS-ów na dobranoc, gadaniu sobie w kółko o tym dziwnym rzeczowniku na M., czasowniku na K. i tym podobnych pierdołach. To dla mnie zupełna abstrakcja i prawdę mówiąc wolałbym nigdy nie uczestniczyć w takiej "szopce". Od dawna też jestem pewny, że nie chce nigdy w przyszłości zakładać rodziny, nie chce mieć dzieci, a ślub to taki obrzęd VOODOO.

Różnica jest taka, że dawniej czułem się z tym źle, może nawet miałem coś w rodzaju poczucia winy czy wstydu. Dlatego w pewnym okresie - jak teraz sądzę - sam sobie próbowałem wmawiać, że jednak myślę inaczej. To zahacza o "małpowanie zachowań", o którym wspomniałem wyżej.

1 komentarz:

  1. Co by się stało, gdyby jakaś osoba objęła Cię ramionami i powiedziała, że bardzo jej na Tobie zależy? Że podoba jej się Twoje nietypowe poczucie humoru, lubi słuchać Twojego głosu? Potrafis wyobrazić sobie siebie w takiej sytuacji? Czy kiedykolwiek widziałeś kogoś, kto zrobił na Tobie pozytywne wrażenie, tak że chciałbyś poznać tę osobę?

    OdpowiedzUsuń