środa, 9 lipca 2014

"Przyczepianie się" do przypadkowych dorosłych

Jakiś czas temu przypomniałem sobie o mojej skłonności, którą zapamiętałem z dzieciństwa. Mam wrażenie, że gdy byłem mały to w pewnym sensie "lgnąłem" do przypadkowych dorosłych w moim otoczeniu. Dotyczyło to trochę nauczycieli, trochę jakiś koleżanek mojej mamy, czasem do jakiś przypadkowych osób jak sprzedawca w sklepie.
W każdym razie na pewno miałem tak w dzieciństwie i być może nawet w wieku 20-24 lat. Teraz trudno mi ocenić jak jest, ponieważ od dawno nie uczestniczę w sytuacjach kiedy taka relacja mogłaby się wytworzyć.

Przytoczę kilka historii, które mi się przypomniały.
 
Historia 1:
 
Jak byłem w 6-7 klasie (ja nie chodziłem jeszcze do gimnazjum tylko do ośmioletniej podstawówki) w miejscu, które mijałem wracając ze szkoły do domu otworzono sklep z komputerami. Kiedyś zaszedłem tam tylko aby wziąć aktualny cennik. Sprzedawca gdy mnie zobaczył zaczął ze mną rozmawiać i wydało mi się to miłe. Potem zdarzało się, że szukałem jakiś pretekstów aby tam pójść, siedziałem w ciszy bez słowa... potrafiłem tak chodzić po tym sklepie dłuższy czas... Wydaje mi się, że mogłem w prowadzać tego sprzedawce w niemałe zakłopotanie. Sam nie wiem po co to robiłem, ale teraz oceniam to jako jakiś defekt na mojej psychice... wydaje mi się, że tak nie zachowuje się zdrowo rozwijające się dziecko.
 
Historia 2:

Jak byłem na 1-2 roku studiów czasami szedłem do mojego byłego liceum i włóczyłem się po korytarzach w nadziei, że spotkam moją byłą nauczycielkę od matematyki (ją wspominałem dobrze). Kiedyś nawet poszedłem do niej do gabinetu... sam nie wiem po co tam poszedłem i co od niej chciałem. To była niezręczna sytuacja...
 
Historia 3:

Jak miałem 15-16 lat kilka razy kupiłem płytę z muzyką u człowieka, który miał stoisko na targowisku. Zdarzało się, że jak wracałem ze szkoły to stawałem przy tym targowisku i udawałem, że niby oglądam płyty... Czasami na prawdę długo tam stałem, sam nie wiem po co. Ponownie wydaje
się teraz, że mogłem wprowadzać tego sprzedawce w niemałe zakłopotanie (mógł np. pomyśleć, że chce coś ukraść).
 
Zlepek historii ze szkoły:

To pamiętam jak przez mgłę, ale teraz wydaje mi się, że w pewnym sensie lgnąłem do swoich nauczycielek. Być może wyda Ci się to zaskakujące, ale jak miałem 6-8 lat to nawet sam je zagadywałem, tak jakbym chciał aby ze mną porozmawiały lub po prostu zwróciły na mnie uwagę, może w pewnym sensie zaopiekowały się mną ? Niestety nie potrafię opisać konkretnych sytuacji
z tym związanych (pamiętam tylko jakieś wyrwane z kontekstu fragmenty).

Przy okazji przyznam, że zdaje się mocno tęsknić za czasem kiedy chodziłem do szkoły. Czasami wchodzę na stronę mojego liceum i oglądam zdjęcia, przeglądam plany lekcji... Czasami to powoduję takie odczucia, że wręcz mam łzy w oczach... ciężko powiedzieć o co w tym chodzi. Czy jest to jakaś tęsknota czy nostalgia. W każdym razie często mam wrażenie jakbym bezpowrotnie "zaprzepaścił" swoje dzieciństwo, nieodwracalnie coś przegapił, zmarnował... Świadomość, że już nigdy nie będę mógł tego powtórzyć bywa przygnębiająca.

4 komentarze:

  1. Może wychodzi w ten sposób brak akceptacji przez matkę lub brak docenienia przez ojca?

    Ten opis wydaje mi się dziwnie znajomy, natomiast nie jestem w stanie przypomnieć sobie analogicznych sytuacji.

    Miewałem też takie sentymentalne tęsknoty, ale odwołujące się głównie do wczesnego dzieciństwa, bo później za bardzo nie było niczego pozytywnego...chwila, może by się znalazły jakieś nieliczne wspomnienia, do takich momentów, w których czułem się dobrze, nawet (głupie słowo:) magicznie, np. w pewnym ośrodku wczasowym odbyła się kiedyś impreza sylwestrowa, na której cieszyłem się akceptacją i zainteresowaniem dziewczyn w moim wieku, co ze względu na moje niewielkie kontakty społeczne było czymś niezwykłym.

    Później, przyjeżdżając za rok w to samo miejsce coś mnie ciągnęło na tamto konkretne piętro budynku, i w takim właśnie sentymentalnym nastroju szukałem za kaloryferem śladów konfetti z zeszłego roku.

    Teraz już tak nie mam. W którymś momencie życia spaliłem za sobą przeszłość. Jestem człowiekiem bez przeszłości. Wolę skupić się na chwili teraźniejszej. To co było i tak nie jest wiele warte, tylko pojedyncze substytuty normalnego życia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Miło czyta się Twojego bloga - masz dar słowa :)
    Przykro jednak, że jako dziecko nie zaznałeś czułości od rodziców. Stąd też szukałeś jej u obcych, którzy wydali Ci się "mili". W efekcie nie wiesz, jak samemu okazywać czułość, a nawet uważasz, że nie jest Ci potrzebna.
    Odnoszę wrażenie, że jesteś zbyt niesprawiedliwy wobec siebie. Nie jesteś aż takim dziwolągiem, jakiego próbujesz z siebie robić.
    Example: nie tylko Ty rozmawiasz z urojonymi osobami (robią to rówież niektórzy "normalni");
    Jako dziecko codziennie potrafiłam przychodzić do sklepu i przez ladę wpatrywać się w upragnioną zabawkę. Wyobrażałam sobie, że się nią bawię. Wolę nie myśleć, co w tym czasie wyobrażała sobie sprzedawczyni.
    Po trzecie - Ty ciągle poszukujesz odpowiedzi. To jest naprawdę dobra wiadomość. Jakaś cząstka Ciebie pragnie relacji z innymi. Człowieku, Ty nie umarłeś. Ty śpisz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawdziwa Matylda napisała:
      "[...] Nie jesteś aż takim dziwolągiem [...]nie tylko Ty rozmawiasz z urojonymi osobami (robią to rówież niektórzy "normalni") [...]"

      Tak, prowadzenie dialogów w wyobraźni jest bardzo powszechne i nie jest samo w sobie czymś unikalnym. Stąd, uznanie kogoś za dziwoląga na takiej podstawie byłoby nieuzasadnione i mijające się z prawdą.

      Usuń