środa, 9 lipca 2014

Mówienie do wyobrażonych osób

Czasami zastanawia mnie czy zdarza mi się odczuwać coś takiego jak samotność rozumianą jako potrzebę kontaktu z ludźmi. Przy czym wykluczam tutaj kontakty seksualne.

Wiele razy zdarzało mi się twierdzić, że w ogóle nie potrzebuje ludzi jako jednostek, a jedynie jako części sprawnie funkcjonującego społeczeństwa. W tym sensie, że potrzebuję piekarza, który upiecze chleb, inżyniera, który zaprojektuje nowy procesor, rolnika, który wyhoduje warzywa itd. Co do stosunku do tej drugiej formy (część społeczeństwa) jestem przekonany, co do pierwszej (indywidualne jednostki) już nie.

Warto nadmienić, że niezależnie od tych rozważań faktem jest, że prawie cały swój czas spędzam samotnie i generalnie nie sprawia mi to przykrości. Odkąd pracuje zdalnie, spędzam prawie cały czas zamknięty w swoim pokoju. Tam też pracuję, czasami tylko wychodzę do kuchni, łazienki i wtedy spotykam kogoś z rodziny. Raz na 1-4 tygodnie wychodzę wieczorem na spacer, ale też samemu.

Jestem też przekonany, że bardzo mało prawdopodobne, aby taka tendencja się kiedykolwiek zmieniła. W tym sensie, że raczej zawsze będę potrzebował czasu dla samego siebie, czasu kiedy będę mógł zająć się sam swoimi własnymi sprawami i absolutnie nikt nie będzie mi w tym przeszkadzał.

Jednak wydaje mi się, że jeśli mam być szczery to istnieje we mnie jakaś resztka tęsknoty za kontaktem z ludźmi. Chociaż prawdę mówiąc chyba wolałbym aby tak nie było. Po co dokładać sobie więcej potrzeb, które trzeba potem zaspakajać?

W każdym razie, wydaje mi się, że moja potrzeba kontaktu z ludźmi daje o sobie znać pod postacią "mówienia do wyobrażonych osób". Mianowicie od wczesnego dzieciństwa mam coś takiego, że opowiadam o różnych rzeczach wyobrażonym osobom. Nie chodzi o to, że mam objawy wytwórcze (jak w schizofrenii paranoidalnej), nie widzę żadnych postaci, ani nie słyszę głosów.
Po prostu wyobrażam sobie, że jest jakaś osoba, której coś opowiadam. Czasem naprawdę zaczynam mówić szeptem, szczególnie gdy np. wychodzę na spacer i mam poczucie, że jestem całkiem sam i nikt nie widzi tego co robię. Ta wyobrażona postać nie ma ani twarzy, ani głosu, nie ma nawet żadnego określonego ciała. Tyle, że wyobrażam sobie, że istnieje i mnie słucha.


Czasami tą nijaką postać zastępują w wyobraźni jakieś konkretne osoby z mojego otoczenia. Wtedy w mojej głowie fantazjuje o tym co chciałbym komuś opowiedzieć. Zwykle mam dużo do powiedzenia, prowadzę długie dyskusje, wyjaśniam, tłumaczę...a w rzeczywistości często nawet nigdy się z tymi osobami nie spotkałem.

2 komentarze:

  1. Całe życie toczę dialogi/monologi w wyobraźni. Ze sobą, albo właśnie z postaciami realnych osób.

    Czasem wyobrażam sobie ,że koło mnie leży dziewczyna, która mnie rozumie. I mówię coś do niej szeptem, niewiele.

    Właściwie to najwięcej gadam do psa, więcej niż do ludzi. Pies niczego nie rozumie z treści (nie wiem czy to nie zaleta), ale może wyczuwać emocje w głosie. Czasem wydaje mnie się ,że robi taką minę: "Sory, nie mogę Ci pomóc".


    Mi samotność sprawia przykrość, może dlatego ,że codziennie spotykam ludzi, do których czuję niechęć i powodują we mnie stres. Ciągle ktoś mi przeszkadza. Może to i lepiej, bo mam jakiś impuls do działania w kierunku zmiany. Boję się, co by było bez niego.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedy spotykasz osoby, o których myślałeś, opowiadając, tłumacząc, prowadząc dyskusje... nie spróbowałeś porozmawiać z nimi naprawdę, w ten sam sposób, co w wobraźni?

    OdpowiedzUsuń