Edukacja jest to o tyle istotna, że
większość mojego dotychczasowego życia była wypełniona głównie
różnymi formami szkół. Wydaje się więc tematem dobrze mi
znanych, na które potrafię się wypowiedzieć.
Świadome
uczenie
Jeśli patrzeć na oceny to nigdy nie byłem
dobrym uczniem. Byłem raczej przeciętny. Jednak szybko (myślę, że
gdzieś w okolicy 5-6 klasy) zdałem sobie sprawy, że oceny same
w sobie są dla mnie bezużyteczne. Przestało mi zależeć na
"poprawianiu ocen", i w sumie już do teraźniejszości
takie postawy wydają mi się nieużyteczne.
Od zerówki do 5-6 klasy uczyłem się bez większej świadomości ("bo kazali"). Z tego co pamiętam w tamtym okresie za swój ulubiony przedmiot uważałem matematykę, ale nawet z matematyki miałem na ogól 3. Teraz myślę, że to głównie przez częste opuszczanie lekcji, o którym pisałem w poprzednich postach. Do matematyki trzeba systematyczności.
Jeśli się czegoś uczyłem to albo dlatego bo mnie to interesowało (częściej) albo dlatego, że wydawało mi się to przydatne (rzadziej). Z reszty przedmiotów po prostu robiłem niezbędne minimum, które dawało mi spokój.
Jeżeli już uczyłem się czegoś ze względu na zainteresowania, zwykle robiłem to niezależnie od tego co było w szkole. Czasem się zdarzało, że te dwie sfery się pokryły i wtedy okazywało się, że mogę mieć dobre oceny z jakiegoś przedmiotu. Tak było z XXX (tu zamaskowana nazwa przedmiotu) w 7 i 8 klasie. Wśród przedmiotów, które uważałem za użyteczne były:
Od zerówki do 5-6 klasy uczyłem się bez większej świadomości ("bo kazali"). Z tego co pamiętam w tamtym okresie za swój ulubiony przedmiot uważałem matematykę, ale nawet z matematyki miałem na ogól 3. Teraz myślę, że to głównie przez częste opuszczanie lekcji, o którym pisałem w poprzednich postach. Do matematyki trzeba systematyczności.
Jeśli się czegoś uczyłem to albo dlatego bo mnie to interesowało (częściej) albo dlatego, że wydawało mi się to przydatne (rzadziej). Z reszty przedmiotów po prostu robiłem niezbędne minimum, które dawało mi spokój.
Jeżeli już uczyłem się czegoś ze względu na zainteresowania, zwykle robiłem to niezależnie od tego co było w szkole. Czasem się zdarzało, że te dwie sfery się pokryły i wtedy okazywało się, że mogę mieć dobre oceny z jakiegoś przedmiotu. Tak było z XXX (tu zamaskowana nazwa przedmiotu) w 7 i 8 klasie. Wśród przedmiotów, które uważałem za użyteczne były:
- język angielski
- fizyka (dopiero w liceum, chociaż niewiele dało się z tego zrozumieć bez wprowadzania rachunku całkowego i różniczkowego. Z fizyki zacząłem cokolwiek rozumieć na 3 roku studiów - taka prawda).
Wśród przedmiotów, które zdaje
się, że mnie interesowały były:
- matematyka
- XXX (zamaskowana nazwa przedmiotu)
Reszta przedmiotów była mi obojętna.
Nigdy też nie rozumiałem uczenia się tylko po to, aby mieć lepszą
ocenę.
Preferowane przedmioty
Pamiętam gdy w bodajże trzeciej
klasie liceum nauczycielka od przedsiębiorczości na koniec semestru
chciała "poprawiać" mnie z 2 na 3. Wzięła mnie do
odpowiedzi. Ja zareagowałem na to mówiąc coś w rodzaju: "nie
zależy mi na tym". Po chwili dodałem - "wszystko mi jedno
jaka cyfra będzie na tym świstku papieru". Miałem na myśli
świadectwo. Zdaje się, że wprawiło to ją w niemałe
zdenerwowanie. Jednak do dziś nie widzę niczego złego w tym co
powiedziałem. Naprawdę nic by się nie zmieniło gdybym jednorazowo
wyklepał parę rzeczy na pałę, tylko po to aby potem zmienić
cyfrę z 2 na 3 na kartce papieru.
Preferowane przedmioty
Tutaj
podsumuje jakie przedmioty wydawały mi się "bliższe", a
które wręcz
przeciwnie.
Przedmioty "bliskie":
przeciwnie.
Przedmioty "bliskie":
- Podstawówka 0-6: matematyka
- Podstawówka 7-8: XXX (zamaskowana nazwa przedmiotu)
- Liceum 1-4 : XXX (zamaskowana nazwa przedmiotu), matematyka
- studia : matematyka, XXX (zamaskowana nazwa przedmiotu)
Przedmioty "dalekie",
sprawiające duże trudności, kłopotliwe nawet do osiągnięcia
niezbędnego minimum ("żeby się odczepili"):
- Podstawówka 0-3: nie przypominam sobie teraz takich
- Podstawówka 4-8: geografia, historia, WF
- Liceum 1-4: polski (odeszła gramatyka), historia, geografia
- Studia : AAA, BBB, CCC (trzy zamaskowane nazwy przedmiotów)
Skrajności
Warto wspomnieć, że od dawna zauważałem u siebie pewien rodzaj rozbieżności względem większej części populacji jaka mnie otaczała. Objawiało się to w taki sposób, że na ogół przedmioty uznawane przez innych za łatwe były dla mnie piekielnie trudne (np. XXX) i na odwrót (np. XXX, YYY na studiach).
Warto wspomnieć, że od dawna zauważałem u siebie pewien rodzaj rozbieżności względem większej części populacji jaka mnie otaczała. Objawiało się to w taki sposób, że na ogół przedmioty uznawane przez innych za łatwe były dla mnie piekielnie trudne (np. XXX) i na odwrót (np. XXX, YYY na studiach).
Stres
Generalnie
praktycznie cała edukacja (na wszystkich szczeblach) kojarzy mi
się mniej lub bardziej z jakąś formą stresu, z jakimś ciągłym
wewnętrznym napięciem. Teraz myślę, że to przez to wewnętrzne
napięcie zrezygnowałem ze studiów na XXX (z powodu jednego
ustnego egzaminu, który większość osób uważała za łatwy i
"na luzie") i YYY (też z powodu jednego ustnego
egzaminu). Teraz oceniam, że prawdopodobnie kontynuowałbym
studia w obu przypadkach gdyby powyższe egzaminy były pisemne.
Niestety, tylko nieliczni wykładowcy potrafią zrozumieć, że może
być jakaś różnica w formie egzaminu. Prawie całe studia
miałem ciągłe poczucie, że "coś teraz powinienem robić" (w
sensie - coś związanego ze studiami). Mimo, że tego nie robiłem i
robiłem
wszystko w ostatnim czasie, to to napięcie, to poczucie, że powinienem nie dawało mi komfortu. Często dochodziłem do wniosku, że z tego powodu "nie umiem odpoczywać". Generalnie gdy obserwowałem innych studentów wyróżniałem 2 skrajne modele „skutecznych studentów”:
wszystko w ostatnim czasie, to to napięcie, to poczucie, że powinienem nie dawało mi komfortu. Często dochodziłem do wniosku, że z tego powodu "nie umiem odpoczywać". Generalnie gdy obserwowałem innych studentów wyróżniałem 2 skrajne modele „skutecznych studentów”:
- ludzie, którzy systematycznie zajmują się studiami
- ludzie, którzy „olewają studia, bawią się”, a w ostatniej chwili i tak zaliczają
Ja nie zaliczałem się do żadnego z
nich. Dlaczego? Mimo, że nie nic nie robiłem na studia, to nie
robiłem też niczego "dla własnej przyjemności" i
odczuwałem ciągłe wewnętrzne napięcie z tym związane.
W każdym razie wielokrotnie dochodziłem do wniosku, że gdybym "był tępym młotem bez żadnych ambicji i miał wszystko w dupie to byłbym szczęśliwszy".
W każdym razie wielokrotnie dochodziłem do wniosku, że gdybym "był tępym młotem bez żadnych ambicji i miał wszystko w dupie to byłbym szczęśliwszy".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz