środa, 9 lipca 2014

Samoocena

Podczas pisania o edukacji zdałem sobie sprawę, że miałem wielokrotnie problem z zaniżoną samooceną, szczególnie w dzieciństwie. Postanowiłem zrewidować ten temat dokładniej.
 
Szkoła podstawowa

Trudno mi powiedzieć z czego wynikała moja zaniżona samoocena w tym okresie, może z poczucia inności, które towarzyszy mi odkąd pamiętam. Wydaje mi się, że w szkole ludzie szybko zauważyli, że "coś ze mną nie tak" i stałem się kimś w rodzaju "kozła ofiarnego". Tak było już w klasach 0-3.

Od czwartej klasy włącznie zmieniłem szkołę, gdzie od początku czułem, że nie pasuję do reszty. Teraz wspominam, że moja samoocena osiągnęła lokalne minimum w 5/6 klasie (chyba w 5, ale nie jestem teraz na 100% pewny). Pamiętam taką sytuacje, kiedy na godzinie wychowawczej  nauczycielka zrobiła ranking średnich ocen w klasie i odczytała ją na głos. Nie mam pojęcia po co to zrobiła. W każdym razie okazało się, że byłem 2 lub 3 od końca. Na końcu był XXX (zamaskowane imię), który powtarzał klasę. Wtedy jeszcze przejmowałem się tym. Pamiętam też, że moja mama często mi mówiła "mógłbyś mieć przynajmniej 4.0". Wtedy osiągnąłem lokalne minimum. Dlaczego? Otóż, z moich obserwacji wynikało, że są dwa skrajne modele uczniów (tak przynajmniej było w mojej klasie):

  1. Ludzie, którzy mają dobre oceny, ale są słabi na WF-ie lub „ułomni” jeśli chodzi o życie towarzyskie.
  2. ludzie, którzy mają słabe oceny, ale za to bardzo dobrze radzą sobie na WF-ie lub przynajmniej prowadzą bogate życie towarzyskie.

Ja zauważyłem, że nie jestem w żadnej grupie. Nie miałem ani dobrych ocen,
ani nie byłem dobry z WF-u, ani nie miałem bogatego życia społecznego.
Na WF-ie byłem wyśmiewaną pokraką, jak okazało się moja średnia jest na samym końcu, a moje życie towarzyskie to była porażka (myślę, że w tamtym okresie byłem tzw. "kozłem ofiarnym").

Sytuacja nieco się zmieniła w 7 klasie kiedy zainteresowałem się XXX (zamaskowana nazwa przedmiotu). Dużo czasu spędzałem czytając podręczniki do XXX. Robiłem to sam dla siebie niezależnie od tego czym zajmowaliśmy się na lekcjach. Pamiętam, że zauważyłem wtedy, że XXX to taki dziwny przedmiot, że nawet tzw. "prymusi" (czyli ludzie, którzy mieli "ze wszystkiego" dobre oceny – model [1]), akurat z XXX mieli problemy. Nie wiem czy jest to jakaś reguła, ale w mojej klasie tak było. Bardzo mi się to podobało, bo ja miałem zupełnie odwrotnie. W tamtym okresie na moim świadectwie pojawiły się skrajności typu 2 z geografii i z WF-u i 6 z XXX obok siebie. Trudno powiedzieć czemu ale taka sytuacja bardzo mi się podobała.

Wtedy też nawiązałem kontakt z człowiekiem, który generalnie "był akceptowany" przez resztę klasy. On w tamtym czasie kupił komputer i rozmawialiśmy o komputerach. To dawało mi wrażenie, że skoro on koleguje się ze mną to pośrednio jestem też jakoś "włączony" to reszty klasy (za jego pośrednictwem).
 
Liceum
 
Gdy szedłem do liceum postanowiłem "być sprytny" i nie dać po sobie znać, że coś jest ze mną nie tak. Wydaje mi się teraz, że miałem wówczas wrażenie, że gdy ludzie odkryją jaki jestem to powtórzy się historia z podstawówki. Toteż, od pierwszej klasy udawałem cały czas kogoś innego niż byłem. Na przełomie podstawówki i liceum pojawiły się u mnie wahania nastroju.
Na przemian pojawiały się u mnie okresy kiedy miałem zawyżoną samoocenę, byłem twórczy, i okresy kiedy działo się wręcz przeciwnie. Wydaje mi się teraz, że w 3 klasie liceum (czyli w wieku 17 lat) przeżyłem okres najcięższej w moim życiu depresji. Wtedy jeszcze nie miałem internetu.
Pamiętam, że w wakacje nie miałem co ze sobą zrobić, przerażała mnie ta pustka. Całe dnie przesiadywałem patrząc się w ścianę lub chodząc od ściany do ściany wzdłuż pokoju. Trudno mi powiedzieć co było przyczyną obniżonego nastroju w tamtym okresie. Nie zostało to nigdy dostatecznie zbadane, mimo, że w związku z tym po raz pierwszy skontaktowałem się z psychologiem i psychiatrą.
 
Studia
 
Na studiach sytuacja była już nieco lepsza. Prawdopodobnie dlatego, że ludzie byli bardziej dojrzali, ale być może też dlatego, bo z praktycznie nikim na studiach nie nawiązałem głębszej relacji. Ze studiów nie zachowałem żadnych trwałych znajomości. Nikogo tak naprawdę nie poznałem i nikt nie poznał mnie. Moja samoocena na studiach zależała głównie od przyjmowanej krytyki, szczególnie jeśli chodziło o subiektywne porażki na studiach. Niestety w tym zakresie byłem (i byćmoże jestem nadal) wrażliwy na krytykę.

Współczesność

Aktualnie moja samoocena zależy najczęściej od kontaktów międzyludzkich. Generalnie utwierdziłem w sobie przekonanie, że "kontakty z ludźmi są na ogół frustrujące i obniżają samoocenę". W większości przypadków u mnie tak jest. Dodam może, że wszystkie kontakty poza tymi w szkole lub na studiach nawiązałem przez internet.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz